piątek, 05 sierpnia 2016

Funlandia kajakiem


Kanadyjskie wody obfitują w góry lodowe (fot. arch. Rafał Chmielewski)


Rafał Chmielewski, Polak od lat mieszkający na wschodnim wybrzeżu Kanady, na co dzień zajmuje się szkoleniem kajakowym na wodach morskich. Nic więc dziwnego, że organizuje samotne wyprawy i zapuszcza się na odległe północne wody.

W ostatnich latach m.in. przepłynął wzdłuż północnego wybrzeża Zatoki Świętego Wawrzyńca – 500 kilometrów, a także z wyspy Cap Breton na Nową Szkocję – 600 kilometrów.
W ubiegłym roku pokonał samotnie 300 kilometrów wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża Nowej Funlandii. Po drodze mijał góry lodowe oraz stada waleni. Odgłosy tych ogromnych ssaków nagrywał na specjalny podwodny mikrofon.

W tym roku zamierza kontynuować swoje samotne opływanie Nowej Funlandii. Wybiera się na prawdziwą eskapadę – 800 kilometrów przez niezbyt przyjazne wody wzdłuż południowego wybrzeża wyspy.


Wyświetl większą mapę


Rafał Chmielewski planuje swoją wyprawę na 25 dni. Oczywiście tempo będzie dyktować pogoda. Od 1 lipca zamierza płynąć z zachodniego krańca na wschód. Tak jak i rok temu, zabiera ze sobą sprzęt do nagrywania głosów wielorybów.

Oddajmy głos kajakarzowi:

Podróż planuję rozpocząć 1 lipca z Port aux Basques i zakończyć pod koniec miesiąca w miejscowości Argentia. Są to dwie miejscowości, do których dopływa prom z Nowej Szkocji. Daje mi to możliwość przepłynięcia prawie całej południowej części Nowej Funlandii.

Nie jest to moja pierwsza podróż kajakiem wokół tej wyspy. W ubiegłym roku przepłynąłem chyba natrudniejszą część - północno-wschodni brzeg, gdzie napotkałem spore góry lodowe i dużą liczbę wielorybów.
Południowy brzeg Nowej Funlandii jest skalisty z klifami i wzgórzami. Oferuje jednak więcej miejsc do postoju niż brzeg północno-wschodni. Są też miejsca, gdzie mogę wiosłować między wyspami. Dają one możliwość osłony przed wielkimi falami, które będą przychodzić z Atlantyku.


Rafał Chmielewski (fot. arch. Rafał Chmielewski)


Na mojej trasie są również miejsca, gdzie będę bardziej wystawiony na kaprysy Oceanu Atlantyckiego. Południowy brzeg wyspy to tak zwane cmentarzysko sztormow i huraganów, które przychodzą z południa. Będę musiał w miarę dobrze przewidywć warunki meteorologiczne.

Po drodze będę mijać kilka fiordów i rzek, które wpadają do oceanu. W tych miejscach muszę zwracać uwagę na wiatry wiejące od lądu. Nurt rzeki wpadającej do oceanu i wody przypływu morskiego mogą tworzyć bardzo nieregularne i nieprzyjemne fale.

Jeśli chodzi o nawigację, to nie będzie ona zbyt skomplikowana. Płynę z zachodu na wschód wzdłuż wybrzeża. Zwykle trzymam się blisko brzegu – znacznie przyjemniej i ciekawiej jest płynąć wzdłuż niego. Psychicznie też jest lepiej – płynie się od cypla do cypla. Człowiek nie jest skazany na widok niekończącej się linii brzegowej. Jeśli natomiast woda jest bardzo wzburzona, z falami, zwiększam dla bezpieczeństwa dystans od brzegu.


Kanadyjskie wody obfitują równiż w morskie ssaki (fot. arch. Rafał Chmielewski)


Przez pierwsze 400 kilometrów mam na swojej drodze 6 małych miejscowości, do których dostęp jest tylko z wody i powietrza. Na niektórych odcinkach pomiędzy miejscowościami kursuje codziennie mały statek. To mnie bardzo cieszy, bo w razie problemów będę mógł jego załogę wywołać przez radio i poprosić o pomoc.

Drugie 400 kilometrów – tu już jest trochę więcej miejscowości i są one połączone drogą. Generalnie jednak południowy brzeg jest mało zaludniony i miejscowości liczą często tylko kilkuset mieszkańców.
W czasie podróży jestem całkowicie samodzielny. Śpię w małym namiocie. Zabieram ze sobą prowiant na pierwsze 12 dni. Tyle jestem w stanie zapakować do kajaka wraz ze sprzętem kempingowym.

 

Forum Extremum objęło wyprawę patronatem medialnym

logo Forum Extremum

 

 

Drukuj PDF