piątek, 05 sierpnia 2016

Trawersy Spitsbergenu


Reindalen - ogromna dolina nieco ponad 20 kilometrów od Longyearbyen (fot. Forum Extremum)


Spitsbergen, to największa wyspa norweskiego archipelagu Svalbard. Rozciąga się od około 77 ° do 80° szerokości geograficznej północnej. Na całej wyspie, liczącej około 39 tys. km kw., są tylko trzy zamieszkane osady. Miasto Longyearbyen – stolica i siedziba gubernatora – oraz dwa osiedla górnicze: Barentsburg i Sveagruva. Resztę wyspy pokrywają dziesiątki lodowców.  

Spitsbergen jest częstym celem wycieczek turystów z całego świata. Tu można zasmakować polarnego klimatu. Jednak większość przyjezdnych na skuterach czy psimi zaprzęgami odwiedza bliskie sąsiedztwo Longyearbyen. Większość wyspy jest nie tylko trudno dostępna, ale również objęta ochroną rezerwatową. By tam się dostać, trzeba najpierw uzyskać pozwolenia, a potem dojść o własnych siłach na nartach, ciągnąc ekwipunek na saniach. Taka wycieczka to już poważne wyzwanie polarne.

W tym roku planowane są dwie wyprawy, których celem jest przejście wyspy. Pierwsza (Svalbard Solo) – to przejście z Longyearbyen na samą północ wyspy, którego zamierza dokonać samotnie Brytyjczyk, Liam Wilton. Druga (Project Spitsbergen) – zakłada dotarcie z południowego na północny kraniec wyspy. Tę wyprawę planuje trzech Norwegów.

Brytyjczyk, Liam Wilton już wyruszył na pięciotygodniową wyprawę na Spitsbergen. Obecnie, zgodnie z planem, pierwszy tydzień wyjazdu poświęca na sprawy organizacyjne, a także aklimatyzację.

Pierwsze dwa dni na Spitsbergenie spędził w Longyearbyen i załatwiał pozwolenie na wyjście u gubernatora Svalbardu, wypożyczył także strzelbę oraz zeribę odstraszającą niedźwiedzie polarne. Dziś (13 marca) powinien także skończyć tygodniową, aklimatyzacyjną wycieczkę (mniejsza pętla na schemacie). Jak przyznał Liam Wilton na swojej stronie internetowej, krótki rekonesans już dał mu w kość.

Początkowo wszystko szło dobrze, poza dość silnym mrozem (temperatury od około minus 20 st.C. do minus 30 st.C.). 11 marca był jednak krytycznym dniem. Liam Wilton musiał wędrować w gęstej mgle i zadymce śnieżnej. Podczas zjazdu na nartach jego pulki uderzyły o głaz, co spowodowało pękniecie pojemnika z paliwem. Benzyna zalała znaczną część jedzenia Brytyjczyka. Jak przyznał Liam, pociesza go jednak fakt, że jego ubrania i śpiwór nie zawiodły – jest mu ciepło, a poza tym wraca do miasta.


Widok na fiord Van Mijen (fot. Forum Extremum)


Po rekonesansie Liam Wilton przez kolejne cztery tygodnie zamierza zrealizować swój cel – czyli dojść z Longyearbyen na najdalej położony przylądek wyspy (Verlegenhuken) i z powrotem, bez wsparcia. Cała trasa będzie liczyć około 500 kilometrów. Brytyjczyk planuje pokonywać około 25 kilometrów dziennie.

Liam Wilton ukończył Wydział Chemii na Uniwersytecie w Newcastle. W 2008 roku spędził 11 tygodni na Svalbardzie w ramach British Schools Exploring Society (stowarzyszenie organizujące wyprawy dla młodzieży). Przygotowując się do tegorocznej ekspedycji intensywnie ćwiczył na siłowni i biegał.

Norweska wyprawa w składzie: Magnus Nilssen, Nils Hesthag i Mats Hoel Johannessen ma wyruszyć nieco później, 17 marca. Podobnie jak Liam Wilton, Norwegowie zamierzają przejść trasę bez wsparcia (bez psich zaprzęgów, zrzutów żywności czy innej pomocy). Ich trasa obejmuje tylko pojedynczy trawers. Od najdalej na południe wysuniętego przylądka, Sorneset, na samą północ (Verlegenhuken).

Norwegowie przylecą do Longyearbyen, a potem skuterami śnieżnymi zostaną przetransportowani w okolice zatoki Kvalvågen na wschodnim wybrzeżu wyspy. Dalej na południe nie można dojechać skuterami ze względu na obostrzenia panujące na terenie parku narodowego.

Z Kvalvågen zespół przejdzie po zamarzniętym morzu do Sorneset, a stamtąd zawróci na północ. W przypadku, gdyby morze nie było zamarznięte – Norwegowie planują dojechać skuterami do Sveagruva (na końcu fiordu Van Mijen), a dalej już na nartach do Sorneset. W obu przypadkach ich główna trasa (Sorneset – Verlegenhuken) liczyć będzie ponad 500 kilometrów.


Od lewej: Magnus Nilssen, Mats Hoel Johannessen i Nils Hesthag (fot. Project Spitsbergen)


Norwegowie mają już doświadczenie polarne, każdy z nich był już wcześniej na Spitsbergenie. Ostatnio, w ramach treningu, chodzili wspólnie na nartach w okolicy Alty, na północy Norwegii. Na swoim blogu przyznają, że w Norwegii wyprawa narciarska na Spitsbergen nie jest uznawana za wymagającą. Za bardziej ekstremalne uważa się wyjazdy na Grenlandię. Nic dziwnego, gdy większość kraju doświadcza srogich, śnieżnych zim, a treningiem może być każde wyjście poza dom.

Co ciekawe, jeden z uczestników wyprawy, Mats Hoel Johannessen, pochodzi z rodziny bardzo związanej z polarnictwem. Jednym z jego przodków jest geolog Adolf Hoel (żył w latach 1879-1964). Ważna postać norweskich badań polarnych. Prowadził wyprawy na Spitsbergen i wschodnią Grenlandię, a także starał się o uzyskanie praw Norwegii do Ziemi Królowej Maud w Antarktyce. W 1928 roku założył Norweski Instytut Polarny, który jest obecnie jedną z czołowych jednostek badawczych zajmujących się środowiskiem Arktyki i Antarktydy.

Warto zaznaczyć, że pierwszego trawersu wyspy dokonali w 1936 roku Polacy.

Doświadczeni już polarnicy: Stanisław Siedlecki, Stefan Bernadzikiewicz oraz Konstanty Jodko-Narkiewicz. Wyruszyli oni statkiem z Longyearbyen i dopłynąwszy do jednej z odnóg Isfjorden, udali się dalej na nartach na północ docierając do przylądka Verlegenhuken. Stamtąd wrócili do Longyearbyen i znów statkiem dopłynęli do Hornsundu, skąd udali się piechotą do Sorneset, a potem z powrotem do Longyearbyen.

W tamtym okresie wyspa nie była jeszcze skartowana, w szczególności w odległych od stacji badawczych zakątkach. Dlatego Polacy większość trasy przeszli nie korzystając z map, poruszając się na ogół po terenach, których nie tknęła jeszcze stopa ludzka. Był to zatem nie tylko pierwszy trawers wyspy, ale wyprawa o ogromnym znaczeniu eksploracyjnym i naukowym.

Właśnie dzięki tej wyprawie, i wcześniejszej wyprawie, z 1934 roku, wiele lodowców, gór, przełęczy i przylądków nosi polskie nazwy. M.in. Lodowiec Polaków, Góra Bernadzikiewicza, Szczyt Wawel i Belweder w Górach Piłsudskiego czy Lodowiec Siedleckiego.

Mapa z trasami wypraw: Polaków z 1936 roku, Svalbard Solo oraz Project Spitsbergen


Kolejny znaczący polski trawers wyspy zaliczyła w 1997 roku grupa w składzie: Wojciech Jazdon, Wojciech Moskal, Tomasz Schramm, Andrzej Śmiały. Był to podwójny trawers, a dokładniej pętla licząca około 1100 kilometrów długości. Polacy wystartowali z Longyearbyen, dotarli na Verlegenhuken, a następnie udali się na samo południe – Sorneset wspinając się po drodze na Newtontoppen (najwyższy szczyt Svalbardu, 1717 m n.p.m.), po czym wrócili do Longyearbyen. Cała droga na nartach, z saniami wypełnionymi potrzebnym sprzętem. Wyprawa zajęła 55 dni.

Jak relacjonował Andrzej Śmiały na swojej stronie internetowej, Polacy musieli mierzyć się z wieloma przeciwnościami. Z obawy o zbyt ciężki ładunek zabrali ze sobą skromne racje żywnościowe i już od drugiego dnia wyprawy odczuwali głód. Podczas wędrówki musieli się także borykać z silnym mrozem (temperatury spadały poniżej minus 40 st.C.), huraganami, a także spotkaniami z niedźwiedziami. Nie raz przekraczali także rozległe szczeliny lodowcowe, do czego potrzebny był sprzęt wspinaczkowy. Pomimo trudności, Andrzej Śmiały relacjonował, że z żalem wracali do cywilizacji.

Uczestnicy tej wyprwy jako pierwsi Polacy weszli w zimowych warunkach na Newtontoppen, przy czym Tomasz Schramm i Andrzej Śmiały wytyczyli nową drogę na szczyt – południową ścianą. Był to również wówczas, i prawdopodobnie do tej pory pozostaje, najdłuższy i jedyny podwójny w historii trawers Spitsbergenu.

 

 

autor: Joanna Mostowska

 

Drukuj PDF