03 kwietnia 2013
Wyprawa po lód
Trzech Polaków wyrusza na wschodni Spitsbergen. Przez dwa tygodnie chcą przemierzyć na nartach blisko 250 kilometrów.
– Nie jedziemy niczego zdobywać. Nie jesteśmy żadną narodową wyprawą. Chcemy się po prostu przespacerować – mówi Krzysztof Michalski.
Jednak „wycieczki” narciarskie na Spitsbergen, gdy ciągnie się na saniach cały swój sprzęt, zawsze mają posmak wielkiej przygody. Niskie temperatury, zmienna pogoda, porywiste wiatry, popękane lodowce, obecność niedźwiedzi polarnych – to kilka z czynników ryzyka, jakie na wędrowców czekają na północnej wyspie.
O „spacerowaniu” po Spitsbergenie Krzysztof Michalski może mówić bez przesadnej skromności – pozwala mu na to jego doświadczenie. W 2002 roku przeszedł z trójką towarzyszy z Longyearbyen do Hornsundu, gdzie mieści się Polska Stacja Polarna, i z powrotem – 350 kilometrów. Prowadził również badania naukowe (zimował na polskiej stacji w sezonie 1999/2000). Organizował także wyprawy komercyjne na Spitsbergen i do Grenlandii Wschodniej.
Oprócz niego na „spacer” wybierają się: Jerzy Wiechowski (z namiotem i pulką wielokrotnie odwiedzał Półwysep Kolski, wędrował po terenach Uralu Subpolarnego i arktycznego Svalbardu), a także Witek Drożdż – debiutant w Arktyce.
Polacy na wyprawę wyruszyli wczoraj. Samochodem, przez Szwecję, zmierzają do Tromso, gdzie przesiądą się do samolotu lecącego do Longyearbyen. – W teren wyruszymy w piątek po południu. Powrót planujemy na 18 kwietnia – wyjaśnia Krzysztof Michalski.
Trasa marszu ma wieść przez kilka charakterystycznych punktów wschodniej części wyspy. Pierwszy cel to dotarcie przez doliny i lodowce Ziemi Nordenskiölda i Heer do Zatoki Inglefieldbukta, gdzie w latach 2004-2009 trójka Francuzów (Eric, France i ich kilkuletnia córka Léoni) kilkukrotnie zimowali na jachcie Vagabond wmarzniętym w lody Morza Barentsa. Ten odcinek to około 80 kilometrów.
Kolejne 80 kilometrów będzie wiodło wzdłuż wybrzeża Morza Barentsa słynącego z dużej liczby mieszkających tu niedźwiedzi polarnych, do miejsc, gdzie realizowano słynny dokument BBC „Frozen Planet”. Kolejny odcinek, znów około 80 kilometrów, to marsz do chaty traperskiej Fredheim w Templefjordzie i dalej powrót do stolicy wyspy.
Krzysztof Michalski podkreśla, że to tylko orientacyjny przebieg trasy. To, jak dokładnie będzie ona wyglądała, na miejscu podyktuje pogoda oraz warunki na lodowcach.
– A żeby nie było, że jedziemy tam bez powodu, nazwaliśmy wyjazd „wyprawą po lód”. Sprawdzimy, czy uda nam się przywieźć do Polski kawałki lodu w termosach – mówi polarnik. To ukłon w stronę jednego z partnerów wyprawy.
autor: Jakub Karp
Partnerzy wyprawy i patroni medialni: