10 sierpnia 2013
Yumyumem do góry
Dwóch polskich wspinaczy, Marcin "Yeti" Tomaszewski i Marek "Regan" Raganowicz właśnie wytycza nową drogę na Great Trango Tower (6286 m np.m.) w Karakorum.
O wyprawie czytaj w artykułach:
Great Trango.
Great Trango start.
Taniec z żołnierzami.
Yeti i Regan ruszyli
Przeczytaj wywiad z Marcinem Tomaszewskim: Tworzę przestrzeń.
Relacja alpinistów z wczoraj, 9 sierpnia:
W ciągu ostatnich dni dostaliśmy mocno w kość. Wychodzą również nasze słabe strony zarówno pod względem sprzętowym, jak i organizacyjnym.
Ze względu na zmianę składu teamu w ostatniej chwili pozbawieni zostaliśmy Lionów (żywność liofilizowana). Ryzykując zakup w Skardu (brak takiego produktu w promieniu 300 km) zmuszeni zostaliśmy zaopatrzyć się w tzw. jum jumy (zupki chińskie) wzmacniane puszką serową lub z tuńczykiem dla urozmaicenia. Czy jum jumy dadzą nam Powera? Muszą! Pomimo odpowiedniego suplementowania niestety czujemy braki energetyczne. Zaczynamy liczyć dni i zapasy żywności.
Właśnie założyliśmy 3 biwak w ścianie tuz pod head wallem. Mamy za sobą 1190 metrów „przewspinanej” drogi, a nadal końca nie widać. Ściana jest przeogromna i wspaniała!
Czujemy się jak karły lub liliputy w królestwie olbrzymów. Ciężko jest nam czasami określić odległości. Dziś już wiemy, że oceniając jakąś formację czy dystans na np. 100 m musimy się liczyć z tym, że w rzeczywistości okaże się jej dwu- trzykrotnością. Mieliście kiedyś sen, w którym biegnąc do celu wydawał wam się jeszcze bardziej odległy? Do doskonale oddaje nasze wrażenie odnośnie ściany i szczytu. Pracujemy nad tym zjawiskiem w naszych głowach.
O ile to w ogóle możliwe, staramy się rozsądnie gospodarować swoimi siłami. Krótko mówiąc staramy się nie zajechać i mieć sile na wciśnięcie się wieczorem do naszych śpiworów. Sny są niesamowite i kolorowe. Nadrabiamy braki z całego roku…W końcu jesteśmy na wakacjach.
Najwięcej energii kosztuje nas transport i przenoszenie biwaków. Nie jesteśmy jednak w stanie z niczego zrezygnować, kluczowe trudności ściany znajdują tuż przed wierzchołkiem i wymagają pełnego sprzętu. Tam wspinaczka jest najtrudniejsza i bardzo czasochłonna musimy dysponować też odpowiednim zapasem żywności i wody.
Na trzecim biwaku mamy w końcu dostęp do płatów czarnego zmrożonego śniegu, możemy bez zbędnych oszczędności topić go na palniku i uzupełniać płyny. Pozostając przy kuchence, wczoraj zapchała nam się dysza, niestety miejscowe paliwo daje wiele do życzenia. Na szczęście przy pomocy zestawu naprawczego udało nam się ją skutecznie przepchać i zalać upragnione zupki. Woda i nasze postanowienie… już nigdy nie zostawimy w domu cieknącego kranu…
Na drugim biwaku, który znajdował się kilkaset metrów poniżej nie było zbyt komfortowo, zmuszeni byliśmy przyssać się do załamań skalnych i cierpliwie obserwować jak leniwie spływające kropelki wody uzupełnią nasze puste baniaki…
Jutro. Dzień jak co dzień. Wspinanie! Wchodzimy w główne trudności drogi, trzymajcie kciuki!
Marcin Yeti Tomaszewski / Himountain / www.geronimo.civ.pl / www.4zywioly.net
Marek Regan Raganowicz / www.reganclimbing.com