piątek, 05 sierpnia 2016

Tarasin przed trudnym


Maciej Tarasin podczas spływu rzeką Nahanni w Kanadzie (fot. Maciej Tarasin)


Maciej Tarasin spływa właśnie w Kolumbii rzekami płynącymi przez Amazonię, po których wcześniej nikt nie spływał pontonem.

O wyprawie czytaj w artykule: Tarasin na Rio Tunia
Przeczytaj również relację z innej wyprawy Macieja Tarasina: Rzeka Podstępów.

– Rio Tunia za nami. Przez 9 dni pokonaliśmy 230 kilometrów w linii prostej. Ale tak naprawdę każdego dnia spływaliśmy około 50 kilometrów – mówi Maciej Tarasin w rozmowie przez telefon satelitarny z Forum Extremum.

Polak spływa razem z Kolumbijczykiem – Indianinem, dla którego wilgotny las równikowy nie ma tajemnic. Stąd choćby codzienna dawka świeżych ryb łowionych w rzece.

Kilka dni temu podróżnicy musieli się zmierzyć z najtrudniejszym odcinkiem Rio Tunia.

– Przed nami był kanion. Oceniałem jego trudność na 4+ w sześciostopniowej skali. Ruszyliśmy górą, krawędzią kanionu, żeby wypatrzyć, czy da się go spłynąć – relacjonuje Maciej Tarasin.

Udało im się pokonać zaledwie krótki odcinek – las tak gęsty, a teren tak skomplikowany, że musieli odważyć się i spłynąć nie mając dokładnie przepatrzonej trasy spływu.

– Wróciliśmy do pontonu i ruszyliśmy. Udało nam się dopłynąć przed próg, który oceniam na 5. Tu zatrzymaliśmy się na małej półeczce skalnej i zorientowaliśmy się, że nie zabraliśmy z postoju maczet – mówi Polak.

Maczeta w warunkach wilgotnego lasu równikowego to podstawowe narzędzie. Bez nich – ani rusz.

– Mój przewodnik wspiął się po pionowej ścianie, żeby wydostać się z kanionu i wrócić po maczety. Niesamowity człowiek!

Maczety udało się odzyskać, a team spłynął trudnym progiem i wydostał się z liczącego zaledwie 4 kilometry kanionu. Teraz ponton Tarasina płynie rzeką Apaporis. W najbliższych dniach ekipa będzie musiała zapakować 80 kilogramów swojego sprzętu i zacznie się najtrudniejszy odcinek wyprawy.

Maciej Tarasin chce przedostać się około 20 kilometrów na przełaj przez las, do odcinka źródłowego rzeki San Jorge.


Właśnie tu rozciąga się kolumbijski Park Narodowy Chiribiquete. Najbardziej charakterystycznym elementem tutejszego krajobrazu są wystające z lasu tepui – ostańce skalne o pionowych ścianach i rozległych, płaskich wierzchołkach.

Na tutejszych skałach odkryto rysunki naskalne. Przedstawiają postaci ludzkie, jak i zwierzęce, choćby jaguary. Liczą kilka tysięcy lat.

– Gdy się przedrzemy nad San Jorge, damy sobie trzy dni, żeby wśród skał odnaleźć rysunki naskalne – zapowiada polski podróżnik.

Dopiero potem rozpocznie się spływ rzeką, którą prawdopodobnie nigdy jeszcze nie spłynął żaden ponton.

autor: Jakub Karp

Drukuj PDF