22 stycznia 2013
Lindsau na biegunie
Biegun Południowy (fot. Aaron Lindsau)
Aaron Lindsau wyruszył z Hercules Inlet (80° 4' S, 79° 0' W) 2 listopada. Zamierzał w ciągu 90 dni dojść do Bieguna Południowego i wrócić tą samą drogą. Tym samym chciał zostać pierwszym Amerykaninem, który dokona takiego solowego przejścia – bez wsparcia i asysty.
Szybko jednak się okazało, że maszeruje o wiele za wolno. Już na początku wyprawy pokonywał zaledwie po 5-6 kilometrów dziennie. Całe 1200 kilometrów dzielące Hercules Inlet od bieguna przemaszerował w średnim tempie 15 kilometrów na dzień. Musiał również zrezygnować z pomysłu, by dotrzeć do Bieguna Południowego bez pomocy z zewnątrz. Dwie pary sań, które ciągnął, okazały się za ciężkie. Część prowiantu przekazał ekipie z bazy w Union Glacier, która następnie przetransportowała żywność na 85 i 87 równoleżnik.
Najtrudniejszy okazał się odcinek między 87 a 88 równoleżnikiem, gdzie występował pas wysokich, trudnych do pokonania zastrug. Ostatnie dwa tygodnie z kolei okazały się dla Aarona wyniszczające. Zmęczony organizm powoli odmawiał posłuszeństwa. Lindsau nabawił się odmrożeń w wielu miejscach – m.in. w talii.
68. dnia marszu, 9 stycznia, informował za pośrednictwem telefonu satelitarnego, że boli go niemal wszystko: kolana, stopy, plecy, biodra, palce u stóp. Zmęczony organizm musiał dodatkowo walczyć z przeciwnościami pogody. Ostatnie dwa tygodnie były zimne. Temperatura spadała poniżej minus 20 st.C. biorąc pod uwagę czynnik chłodzenia wiatrem temperatura czasem sięgała nawet poniżej minus 40 st.C.
W ostatnich dniach marszu Lindsau narzekał na wiecznie zalodzone gogle, pozatykane lodem dziurki od nosa i zalodzoną maskę na twarzy. Informował, że od tej ilości lodu wokół nosa i ust trudno mu oddychać.
72. marszu, 13 stycznia, przekroczył 89 równoleżnik. Do celu pozostało mu nieco ponad 110 kilometrów. Trzy dni później martwił się, że choć do bieguna brakuje mu już tylko 4 dni marszu (60 kilometrów), to zapas żywności wystarczy na dwa, a przy dużej oszczędności, na trzy dni. Miał też już tylko dwa litry paliwa do kuchenki. Obawiał się, że jeśli zatrzyma go pogoda – może się silnie odwodnić.
78. dnia marszu, 19 stycznia, Aaron Lindsau już był około 20 kilometrów od bieguna. Jednak white out i silny wiatr nie dały mu wytchnąć. By posuwać się naprzód, Amerykanin liczył kroki. Podsumował, że od 70 dni nie miał ani jednego dnia odpoczynku. Pozostały mu tylko 4 porcje żywności.
21 stycznia, w godzinach nocnych czasu polskiego, po 80 dniach marszu doszedł do Bieguna Południowego.
Aaron Lindsau podczas swojego marszu wpisał się do historii zdobywania Bieguna Południowego. Nikt wcześniej nie pokonał tej drogi, a nawet liczących więcej kilometrów tras, w tak długim czasie.
Lindsau nie miał doświadczenia w rejonach polarnych. W ramach zaprawy odbył dwie zimowe tury po parku Yellowstone, podczas których pokonywał po około 150 kilometrów. Mimo to podjął próbę dojścia do Bieguna Południowego i powrotu. Gdy się okazało, że jego wyprawa będzie mieć inny przebieg niż zakładał – nie poddał się. Powoli, dzień za dniem nanizywał kolejne kilometry na swój GPS. Spędził niemal trzy miesiące maszerując po kilka, kilkanaście kilometrów po lądolodzie antarktycznym, w skrajnie trudnych warunkach.
Jego raporty głosowe, które publikowano na stronie internetowej poświęconej wyprawie, przesżły do legendy. Aaron Lindsau nie podawał krótkich informacji, ale rozbudowane, pełne rozmaitych detali niemal chaotyczne wypowiedzi. Często zadawał pytania w eter, prosząc o porady, jak radzić sobie z rozmaitymi przeciwnościami – choćby zachodzącymi parą goglami. I czekał na sms na swój telefon satelitarny. Potrafił jednego dnia narzekać na dolegliwości związane z odmrożeniami, a już następnego martwić się, że gdy dojdzie do bieguna, w amerykańskiej stacji polarnej Amundsen-Scott, będzie zamknięta strefa dla turystów.
„Czy ktoś wie, jak się tam dostać, bo chcę podstemplować swój paszport i kupić kilka drobiazgów? Czy ktoś zna kogoś, kto zna kogoś, kto mógłby otworzyć to centrum dla turystów?” |
Po dotarciu do Bieguna Południowego obsługa bazy oprowadziła go po całej stacji, nie tylko po strefie dla turystów. Aaron Lindsau czeka obecnie na samolot, który zabierze go do bazy Union Glacier, skąd odleci do Punta Arenas w Argentynie.
W drodze do bieguna pozostaje jeszcze jeden samotny polarnik. Richard Parks. Pozostało mu około 260 kilometrów marszu.