11 grudnia 2012
Amerykański trawers
Dotychczas żadnemu Amerykaninowi nie udało się skompletować trawersu Antarktydy. Chce tego dokonać Aaron Lindsau z San Diego w Kalifornii – solowo, bez wsparcia i asysty. Do wyprawy przygotowywał się od kilku lat, choć nie ma doświadczeń w strefach polarnych. W ramach zaprawy odbył dwie zimowe tury po parku Yellowstone, podczas których pokonywał po około 150 kilometrów. Włożył również wysiłek w przygotowanie kondycyjne. Od stycznia 2012 roku przebiegł prawie 500 kilometrów, przejechał na rowerze nieco ponad 400 kilometrów, a także ciągnął oponę na dystansie 260 kilometrów.
Aaron Lindsau zamierza dotrzeć na biegun i wrócić z niego w ciągu 90 dni. Ciągnie ze sobą dwie pary pulek i zamierza złożyć depozyt na drogę powrotną na 85° i 87°4’ S.
Trawers Antarktydy rozpoczął 2 listopada z Hercules Inlet (80° 4' S, 79° 0' W). W pierwszych dniach wyprawy pokonywał średnio 5-6 kilometrów dziennie. Informował o silnym wietrze, zastrugach i white out. Czynnik chłodzenia wiatrem oceniał na 40 st.C. 7. dnia marszu napisał, że czuje się jakby spacerował przez całkowicie biały pokój, z białymi ścianami i sufitem.
9. dzień marszu poświęcił na odpoczynek i sen. Do tego czasu przebył nieco ponad 35 kilometrów. „But, no way, I'm here for 90 days, until food, supplies, or time runs out" - podał w komunikacie.
11. dnia ponownie nie opuszcza namiotu, czy raczej nie zwija obozu, bo z namiotu musi wychodzić co jakiś czas, aby odkopywać go spod śniegu. 13. dnia marszu podaje w komunikacie: „Distance traveled a crushing 1.5 nautical miles, in a time of 5.5 hours. Doesn't get any slower than this”.
Z czasem, po przekroczeniu uszczelinionego obszaru i wyjściu na mniej nachylony teren Aaron Lindsau zaczął przemieszczać się szybciej. 20. dnia marszu pokonał po raz pierwszy ponad 12 kilometrów. Zaczęły go jednak nękać kłopoty zdrowotne. Dostrzegł niewielkie odmrożenia wokół pasa, a także na klatce piersiowej. Maszerując z rozpiętym przodem swojej kurtki narażał się na podmuchy wiatru, które spowodowały urazy. Ma również problemy ze sprzętem. Złamana łopata, pękające rurki namiotu, przetarcia w butach, a także uszkodzone ślizgi w pulkach.
Aaron podkreśla również trudne warunki pogodowe – częsty white out oraz praktycznie wszystkie dni z wiatrem. Do wczoraj (38. dzień marszu) pokonał około 340 z 1200 kilometrów do Bieguna Południowego.
Jak nadał w komunikacie: „I'll probably be the slowest time to the Pole since the 90's”.
Źródło: http://www.aaronlinsdau.com