11 lipca 2013
Babuszką przez biegun
"Babouchka" w lodach Arktyki (fot. www.sebroubinet.eu)
37-letni Sebastien Roubinet jest przede wszystkim żeglarzem. Po morzach pływa od najmłodszych lat, a pierwszy raz z oceanem mierzył się w wieku lat 14. Ma na swoim koncie przepłynięcie Atlantyku na 6,5-metrowym jachciku, który wykonał własnoręcznie.
W 2004 roku spłynął wzdłuż wschodniego wybrzeża Grenlandii. Arktyka musiała mu się spodobać, bo od tamtej pory ciągle w nią wraca. Być może to za sprawą łodzi, na której wybrał się na białą wyspę. To słynny szkuner przystosowany do warunków antarktycznych. Zwodował go w 1989 roku Jean-Louis Etienne – francuski polarnik, który zorganizował i zrealizował najdłuższy w historii trawers Antarktydy (6300 kilometrów).
Sebastien Roubinet wrócił na północ w 2006 roku. Tym razem jacht, na którym popłynął, zbudował sam. Jacht to być może niezbyt trafne sformułowanie. Francuz, rozumiejąc specyfikę arktycznych wód i fakt, że często morze pozostaje zamarznięte nawet w miesiącach letnich, zbudował hybrydę.
„Babouche”, bo tak nazwał swą konstrukcję, to katamaran, ale pływaki wykonane z karbonu i kevlaru przystosowane były nie tylko do pływania w wodzie, ale również do ślizgania się po lodzie.
W 2006 roku Sebastien Roubinet na swojej 7,5-metrowej hybrydzie przepłynął 2700 mil morskich wzdłuż wybrzeży Quebecu, a już rok później pokonał cały Pasaż Północno-Zachodni. 50000 mil morskich (ponad 9200 kilometrów) w 4 miesiące.
To wtedy, jak wyznaje, przyszedł mu do głowy pomysł. Przeżeglować po morzu i lodzie z Alaski, przez Biegun Północny, gdzieś w stronę Europy, może na Spitsbergen.
W ubiegłym roku już wyruszył na tę ekspedycję wraz z Rodolphe’em Andre. Jednak po pokonaniu prawie 800 kilometrów musieli zawrócić ze względów na problemy techniczne i silny dryf, który ich niósł z powrotem do miejsca startu.
Francuz jednak sie nie poddał. Zaprojektował i skonstruował nowy lodowy katamaran – „Babouchka”. Ta konstrukcja jest krótsza – ma 5 metrów długości i 2,4 metra szerokości. Ma niewielką kabinę i nowe rozwiązania, które usprawnią żeglowanie po lodzie.
Tym razem na wyprawę wyruszył z nim Vincent Berthet. 31-latek ma na koncie, podobnie jak jego kompan, kilka wyczynów. W latach 2008-09 opłynął na jachcie Amerykę Północną dookoła . W 2010 roku brał udział w ekspedycji nurkowej na Biegun Północny. W ubiegłym roku spłynął ponad 1000 kilometrów kajakiem wzdłuż wschodniego wybrzeża Grenlandii.
Francuzi za punkt startu swojej wyprawy wybrali najdalej na północ wysunięty cypel Alaski – Przylądek Barrow (71°23′N 156°28′W). Do tego miejsca dotarli 3 licpca – katamaran dopłynął na pokładzie francuskiego statku „Le Manguier”.
Przez kolejne dwa dni trwały intensywne przygotowania i 6 lipca „Babouchka” opuściła lokalny port.
Przez otwarte morze udało się śmiałkom pożeglować jedynie na odległość 6 mil morskich (11 kilometrów). Potem zaczął się lód i torosy. Lód był tak potrzaskany i nierówny, że nie nadawał się do ślizgania pod postawionymi żaglami.
Francuzi na taką ewentualność też są przygotowani – nie zamierzają stać w miejscu. Gdy jakość lodu nie pozwala na posuwanie się pod żaglami, te są zwijane, a podróżnicy wyskakują poza burty. Łódź jest ciągnięta przez ludzi. I tak właśnie Francuzi pokonali kilka kilometrów pierwszego dnia wyprawy.
Przez kolejne kilka dni to udawało im się pożeglować nieco po wodzie, to po lodzie, to znów musieli ciągnąć swój katamaran. Wczoraj utknęli we mgle.
To początek liczącej blisko 3000 kilometrów wyprawy. Jeśli się uda – dotrą z Alaski do stolicy Svalbardu Longyearbyen (78°13′ N 15°33′ E) przez Biegun Północny jako pierwsi ludzie pod żaglami.
Być może Arktyka będzie dla nich łaskawa, podobnie jak dla Rosjan, którzy w tym roku przedarli się samochodami z Rosji przez biegun do Kanady.
O wyprawie Rosjan czytaj w artykule: Autami przez biegun.
autor: Jakub Karp