07 czerwca 2013
Outen i Koperski
Sarah Outen i jej łódź "Happy Socks" (fot. www.sarahouten.com)
Sarah Outen dzielnie zmierza łodzią wiosłową z Japonii w kierunku Ameryki.
Przypomnijmy. 27-letnia Brytyjka wypłynęła 27 kwietnia z japońskiej miejscowości Choshi. Wiosłuje w kierunku Ameryki Północnej.
Dotychczas tej trasy nie przepłynęła żadna kobieta, a spośród kilkunastu mężczyzn, którzy podjęli się tego wyzwania, tylko dwóm się udało. W 1991 roku Francuz Gerard d’Aboville wiosłował przez 134 dni. Kolejnemu śmiałkowi udało się dopiero 14 lat później – i znów był to Francuz, Emmanuel Coindre. Tym razem jednak wyprawa trwała krócej – 130 dni (dokładnie 130 dni i półtorej godziny).
Trasa, wśród wioślarzy oceanicznych, uchodzi za najtrudniejszą. Tu liczy się nie tylko długość, ale i fakt, że wioślarze nie mogą liczyć ani na prądy, ani na wiatry, które ich wspomogą. Przeciwnie. Zagwarantowane mają, że spotkają się przynajmniej raz z tajfunem. To właśnie warunki pogodowe wyeliminowały z gry na tej trasie kilkunastu śmiałków.
Pogoda również dla Sarah Outen nie jest na razie sprzymierzeńcem. Kilka dni znów musiała spędzić w kabinie ze względu na wiatr i wysokie fale. W ciągu tego czasu jej łódź "Happy Socks" została zniesiona na zachód tak daleko, że Outen znajduje się bliżej Japonii niż 12 dni temu... Jej aktualna pozycja to mniej więcej 163-164° E. Według prognoz, wschodni wiatr ma utrzymywać się jeszcze przez 5 dni, zatem będzie to czas bardzo wytężonego wysiłku dla wioślarki.
Sarah nie traci jednak optymizmu. Rzadkie chwile dobrej i bezwietrznej pogody w przerwach między wiosłowaniem wykorzystuje na pływanie w oceanie. Wymaga to przypięcia się do łodzi specjalnym systemem liny i uprzęży, po to aby człowiek nie znalazł się nagle zbyt daleko od dryfującej jednostki. Sam na środku Pacyfiku.
Rok temu, 8 czerwca, Sarah Outen musiała przerwać samotny rejs przez Pacyfik. Zatrzymał ją tajfun Mawar. Wiejący 120 km/godz. wiatr i fale dochodzące do 15 metrów wysokości spowodowały poważne uszkodzenie jej łodzi.
Tymczasem Romuald Koperski jest na "ostatniej prostej" przed swoją podróżą. Znany z syberyjskich wojaży podróżnik zamierza wyruszyć na tę samą trasę pod koniec czerwca.
Za tydzień w piątek, 14 czerwca, podróżnik wylatuje do Japonii. Jego łódź już tam zmierza, na panamskim kontenerowcu. Romuald Koperski odbiera ją 19 czerwca w Tokio, a potem drogą lądową przewozi do Choshi, na miejsce startu.
- Jeśli warunki pogodowe pozwolą, chcę wystartować 25 czerwca - mówi w rozmowie z Forum Extremum.
Ostatnie dni w Polsce wypełniają mu liczne zajęcia. Bukowanie hoteli, formalności. - Końca tego nie widać. W którymś momencie powiem stop i ruszę. Po prostu brakuje godzin - wyjaśnia Romuald Koperski.
Teraz podróżnik ma poważną przeszkodę do przeskoczenia. Cały prowiant, około 200 kilogramów, jest załadowany na łodzi, która płynie w kontenerze. Jak wyjaśnia Koperski, Japończycy mają bardzo restrykcyjne przepisy dotyczące wwożenia żywności. Już teraz, zanim łódź dobiła do brzegów Japonii, musi walczyć o zezwolenie.
- W najczarniejszym scenariuszu może być tak, że każą mi zutylizować całe jedzenie. Nie stać mnie na kupienie na miejscu nowego prowiantu - wyjaśnia podróżnik. Jest jednak dobrej myśli, przekonany, że trudności są tylko chwilowe.
Przeczytaj wywiad z Romualdem Koperskim: Byka za rogi i przez ocean.
Przeczytaj wywiad z Sarah Outen: Skarpetkami przez ocean.
autor: Jakub Czajkowski, Jakub Karp