18 kwietnia 2014
Triumf Doby
Aleksander Doba przy nabrzeżu portu Canaveral po ulewnym deszczu, który mu towarzyszył na ostatnich kilometrach
(fot. Piotr Chmieliński)
Transatlantycką wyprawę 67-letniego Aleksandra Doby śledziliśmy od samego początku.
O wyprawie czytaj w artykułach: Aleksander Doba przez Atlantyk.
Przypomnijmy. Aleksander Doba pierwszy raz próbował przepłynąć Atlantyk w 2004 roku, z Ghany do Brazylii, wraz z Pawłem Napierałą. Musieli jednak zawrócić ze względu na pogodę.
W 2010 roku podjął wyzwanie na nowo – tym razem samotnie. W kajaku specjalnie skonstruowanym przez szczecińską stocznię jachtową Andrzeja Armińskiego wypłynął z senegalskiego Dakaru 26 października. Po 99 dniach postawił stopę u wybrzeży Brazylii.
I choć była to już druga transatlantycka eskapada polskiego kajakarza, nie obyło się bez przygód.
Już na samym początku zakładano, że start z Lizbony nastąpi 26 września.
– U wybrzeży Portugalii jest niż, wieje silny wiatr w kierunku wschodnim. Musiałbym wiosłować pod wiatr. To bez sensu. Czekam na lepszą pogodę – wyjaśniał wtedy Aleksander Doba w rozmowie z Forum Extremum.
Początek rejsu nastąpił 5 października.
Nie minęły trzy tygodnie, a z pokładu kajaka doszły złe wieści ─ elektryczna odsalarka wysiadła i trzeba wodę pompować ręcznie, a wentylacja kabiny jest niewystarczająca. By spać, Doba musiał uchylać właz, przez co do środka lała się woda.
20 grudnia Andrzej Armiński - koordynator i sponsor rejsu ─ stracił łączność w wioślarzem. Choć na pokładzie kajaka były dwa telefony satelitarne ─ oba zamilkły. Trzy dni później pojawił się sygnał "Help" z lokalizatora SPOT. Na pomoc popłynął grecki tankowiec ─ na szczęście okazało się, że to fałszywy alarm. Doba płynął dalej.
W styczniu, gdy wydawało się, że już do Florydy blisko, kajakarz opuścił strefę pasatów, które go popychały i wpłynął w obszar gorszej pogody. Ponad miesiąc Aleksander Doba zmagał się ze sztormami i przeciwnymi wiatrami. W końcu padł mu ster i 24 lutego zawinął na Bermudy.
Tu okazało się, że uszkodzenia nie są poważne, ale wydostać się z wyspy, by kontynuować rejs nie jest łatwo. Niekorzystne wiatry mnie pozwalały wyruszyć wprost z Bermudów. Jednak udało się ─ po miesiącu, 23 marca, kajak wyruszył na pokładzie szkolnego żaglowca "Spirit of Bermuda" na południe. Cel - punkt, w którym kajakarz był 10 stycznia.
Jednak dalej nie było różowo. Podczas wodowania kajaka uszkodzony został pływak, który pozwalał kajakowi podnieść się po wywrotce. Aleksander Doba zdecydował, że odpiłuje uszkodzony pływak i popłynie dalej. Bezpieczeństwo kajakarza radykalnie zmalało.
Aleksander Doba jednak nie dawał za wygraną. Chciał przepłynąć z Portugalii na Florydę i dopiął swego. Dziś, przed godziną drugą w nocy czasu polskiego, minął główki portu Canaveral.
Cały rejs trwał 164 dni (141 dni z Lizbony do Bermudów, 23 dni z Bermudów na Florydę)
To wyczyn w skali światowej. Aleksander Doba jest pierwszym człowiekiem, który przepłynął kajakiem ocean (jakikolwiek) ─ to już miał na koncie po poprzednim rejsie. Teraz dokonał tego po raz drugi i to trudniejszą i dłuższą trasą.
Atlantyk, a nawet Pacyfik były pokonywane wielokrotnie przy użyciu wioseł. Dziesiątki oceanicznych trawersów dokonali jednak wioślarze. Kajakarz, przed Dobą, nigdy czegoś takiego nie zrobił.
Na czym polega różnica? To kompletnie inny wysiłek fizyczny. W wioślarstwie zaangażowane są duże grupy mięśniowe, a ogromną część pracy wykonują nogi ─ tu robotę robią jedne z największych ludzkich mięśni czworogłowe i dwugłowe ud. Kajakarz angażuje znacznie mniej, mniejszych mięśni.
Pomimo, że Aleksander Doba już dopłynął na Florydę, nie zamierza kończyć rejsu. Jego celem była miejscowość Smyrna Beach - to około 70 kilometrów na północ od miejsca, do którego dobił. Dobił, ale prawdopodobnie z kajaka nie wysiadł na ląd. Chce to zrobić właśnie w Smyrna Beach.
Doba zacumował w porcie Canaveral i poszedł spać - w kajaku. Dziś prawdopodobnie ruszy dalej na północ ─ tam gdzie planował zakończyć podróż.
─ Mam kolosalną satysfakcję, że nic się nie stało. To było ryzykowane przedsięwzięcie. A ostatni etap, bez pływaka, przyprawił mi dreszczyku emocji. Wydaje mi się, że rejs przygotowaliśmy profesjonalnie i to też dla mnie duża satysfakcja ─ podsumowuje Andrzej Armiński.
Co dalej? Oprócz fetowania sukcesu w głowie Aleksandra Doby z pewnością już dziś kiełkuje nowy plan. Jeszcze przed wyruszeniem na obecną wyprawę przyznał w rozmowie z Forum Extremum, że marzy mu się przepłynięcie Oceanu Spokojnego.
autor: Jakub Karp