18 kwietnia 2013
Zastrugi kłopotów
Brytyjczycy wystartowali do trawersu 21 marca. Wczoraj minął 28. dzień właściwej wyprawy. „Ice train”, czyli „lodowy pociąg” (jak nazywają swoją karawanę polarnicy) pokonał zaledwie 296 kilometrów. Średnio – nieco ponad 10 kilometrów dziennie. To o wiele wolniej, niż polarnicy przemieszczający się wyłącznie na nartach, ciągnący cały swój sprzęt na saniach.
O starcie wyprawy przeczytaj w artykule: Trawers startuje.
Więcej o wyprawie i wywiad z jej organizatorem w artykule: Boję się o spawy.
I przy nartach warto się zatrzymać. Wyprawa w założeniu miała być pierwszym narciarskim trawersem Antarktydy podczas nocy polarnej. Trawers miało zrobić dwóch narciarzy. Jak wyjaśniał w wywiadzie dla Forum Extremum Ranulph Fiennes, lider wyprawy (który wycofał się z Antarktydy, po odmrożeniu palców) – Brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie zezwoliło na marsz „na lekko” i zaleciło zabranie „wsparcia w postaci pojazdów mechanicznych”.
Wsparcie to dwa ciągniki Caterpillar (ważące po 20 ton każdy), dwie duże kabiny (mieszkalna i naukowa) oraz 14 wielkich sań (liczących 6 metrów długości), na których ciągnięte jest prawie 100 tysięcy litrów paliwa.
Idea była taka, że dwaj narciarze idą przed karawaną. Dla komunikacji z resztą ekipy są połączeni z pojazdami za pomocą kabli, a po to by ciężki sprzęt nie zapadł się w szczelinę, ciągną specjalny radar, który ma wykrywać lodowe pustki.
Od 21 marca, gdy wyprawa ruszyła z antarktycznego wybrzeża, nie ma informacji o tym, aby awangardę karawany stanowili narciarze. Już pierwszego dnia, gdy ekipa ruszała z krawędzi lądolodu – to na skuterach śnieżnych. Przez kolejne 27 dni nie pojawiła się żadna informacja, żadne zdjęcie ani żaden obraz wideo, który świadczyłby, że wyprawa dokonuje trawersu narciarskiego.
Kilka dni temu Forum Extremum zwróciło się do osób obsługujących wyprawę od strony Public Relations z pytaniem o aspekt narciarski wyprawy. Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Po opublikowaniu artykułu, tego samego dnia późnym wieczorem, otrzymaliśmy odpowiedź na pytanie:
Ranulph Fiennes był jedynym członkiem teamu, który miał zamiar przebyć całą drogę na nartach. Pozostali mieli mu towarzyszyć na poszczególnych odcinkach. Nikt inny w zespole nie ma takiego doświadczenia i kondycji fizycznej, by robić to w pojedynkę, bez Ranulpha. Wszyscy natomiast są potrzebni do tego, by "Ice Train" trawersował Antarktydę. |
Przez ostatni tydzień wyprawa posunęła się na południe niewiele. Najpierw zatrzymała ich fatalna pogoda. Wiatr wiejący z prędkością prawie 100 km/godz. przy temperaturze minus 30 st.C.
W końcu krótki skok i 14 marca ekipa dotarła do założonego wcześniej depozytu paliwa. Jak się okazało, depozyt został złożony na pozycji 72° 31′ S, 23° 27′ E. A nie jak wcześniej informowaliśmy – na podstawie niedokładnych informacji prasowych – na 75° S.
Potem przez kilka dni polarnicy zmagali się z problemami technicznymi swojego sprzętu. Ich lista zawiera kilka pozycji. W jednym z Caterpillarów pojawiła się poważna usterka z elektryką. Długo trwało jej zlokalizowanie. W końcu udało się ją znaleźć – jeden z kabli w grubej wiązce był uszkodzony. Pozostawione w depozycie sanie trzeba było nieco zmodyfikować, by dało się je efektywnie ciągnąć. By to wykonać, potrzebne były generatory prądu, które z kolei nie chciały pracować w niskich temperaturach. Najpierw więc ekipa dostosowała generatory, potem zajęła się saniami. Odkryto pęknięcie w podwoziu kabiny mieszkalnej.
Na koniec opracowano rekonfigurację całego ciągniętego sprzętu, bo zwyczajnie zestaw dwóch kabin plus 14 sań z paliwem okazał się zbyt ciężki do ciągnięcia i stwarzający potencjał do wystąpienia kolejnych usterek.
Teraz karawana będzie musiała pokonywać drogę dwa razy. Dlaczego? Cały sprzęt podzielono na 4 zespoły. Kabina mieszkalna plus 3 sanie z paliwem, kabina naukowa i sprzętowa plus 3 sanie, i dwa zespoły po 4 sanie. Jeden Caterpillar ciągnie na raz jeden zespół, potem wraca po drugi.
W wywiadzie z Ranulphem Fiennesem pytaliśmy: „Wyprawa wygląda na skomplikowaną – dużo sprzętu, który może zawieść. Ciężkie ciągniki, mnóstwo paliwa, holowanie na saniach ogrzewanego kontenera mieszkalnego i warsztatu, radary do szczelin. To wbrew zasadzie: im prościej tym lepiej".
Doświadczony polarnik, który wymyślił całą wyprawę, odparł, odnosząc się do zaleceń ministerstwa: "Oczywiście, to stwarza komplikacje, ale nie mieliśmy wyjścia".
Całkowity dystans przebyty przez wyprawę w ciągu 28 dni: 296 kilometrów.
Pozostały dystans do Bieguna Południowego: 1932 kilometry.
Dystans do Morza Rossa, celu wyprawy: 3532 kilometry.
autor: Jakub Karp