Larsen rezygnuje

Amerykański polarnik zamierzał dojechać do Bieguna Południowego na rowerze. O wyprawie pisaliśmy w artykule Rowerem na biegun.

Eric Larsen wystartował z Hercules Inlet (80° 4' S, 79° 0' W) 20 grudnia. Już pierwszego dnia Amerykanin trafił na trudne warunki – wiał silny wiatr. Polarnik musiał często pchać rower (obciążony około 45 kilogramami bagażu) przez zastrugi i omijać szczeliny. Udało mu się pokonać niecałe 20 kilometrów. Drugiego dnia musiał dopompować koło w rowerze, a zastrugi skutecznie spowalniały jego jazdę. Trzeciego dnia w kość dała mu pogoda. Zaczął padać śnieg, wiało, ograniczona widoczność i łachy sypkiego śniegu, przez które rower trzeba było prowadzić.

Czwartego dnia od startu Eric Larsen już zaczął myśleć o przerwaniu podróży. Od rana towarzyszył mu wiatr, a pod kołami – sypki śnieg, przez który nie dało się jechać. Po około czterech godzinach przemieścił się zaledwie 15 kilometrów. Fizyczny i psychiczny koszt tej walki był duży. Mięśnie nóg miał jak z waty, a po wczesnym rozstawieniu namiotu i schowaniu się w nim, jak przyznaje, był bliski płaczu. Przez telefon satelitarny zadzwonił do żony, szukając pocieszenia.

Kolejne dwa dni były łaskawsze. Pokonywał po około 40 kilometrów. 7. dnia wyprawy zgodnie z planem odpoczywał. Kolejny dzień – znów należał do ciężkich. Zaczął wiać silny wiatr. Eric Larsen opisuje, że poruszał się z prędkością 3 kilometrów na godzinę, zatrzymując się co chwilę, żeby przepchnąć rower przez miękki śnieg.

Pomimo trudnych warunków udało mu się dotrzeć do 82° 30' S 79° 28’ W – miejsca, gdzie czekały na niego zapasy. Następnego dnia, 9. dnia wyprawy, na jego stronie internetowej pojawił się znamienny wpis:

"This is probably one of the hardest updates I've ever had to write. Today, I've made the decision to abort the Cycle South expedition. (…) I cried in my tent for a long time when I finally decided."

"To prawdopodobnie jeden z najtrudniejszych wpisów, jaki kiedykolwiek stworzyłem. Dziś podjąłem decyzję o przerwaniu wyprawy Cycle South. (…) Gdy o tym zdecydowałem, długo płakałem w namiocie."

Larsen wyjaśnia, że biorąc pod uwagę wolną jazdę, zapasy paliwa oraz jedzenia nie ma szans dotrzeć do bieguna w planowanym czasie.

Zamierzał jechać do bieguna trzy tygodnie. By pokonać 1200 kilometrów dzielące Hercules Inlet od Bieguna Południowego, powinien każdego dnia przejechać niecałe 60 kilometrów. W 8. dniu udało mu się pokonać 280 kilometrów, czyli średnio około 35 kilometrów dziennie.

Amerykanin podkreśla, że zaskoczył go osłabiający wpływ wiatru, jak również poziom trudności pokonywania nawierzchni – zastrug i miękkiego śniegu.

Być może nie bez wpływu na decyzję Erica Larsena jest fakt, iż w domu, w Grand Marais (Minnesota) zostawił żonę, a wraz z nią 10-tygodniowego syna Merritta.

Obecnie Eric Larsen wraca do Hercules Inlet po swoich śladach, skąd zostanie podjęty samolotem.

Eric Larsen jest doświadczonym polarnikiem. W 2006 roku wraz z innym Amerykaninem, Lonnie Dupre, doszedł do Bieguna Północnego w okresie letnim, większość drogi płynąc w pulkach przystosowanych do pływania po otwartym morzu. W 2009 roku jako pierwszy na świecie zdobył oba bieguny oraz wierzchołek Everestu w ciągu 365 dni. Pracował również jako przewodnik prowadzący komercyjne wyprawy do Bieguna Południowego i Północnego. Jest również maszerem – ma za sobą ponad 1000-kilometrowe wyprawy z psami pociągowymi w Kanadzie.

Tagi:

Powiązane

Drukuj