piątek, 05 sierpnia 2016

Parks podjęty z lodu

Walijczyk zmierzający samotnie do Bieguna Południowego chciał pobić brytyjski rekord szybkość na tej trasie. W 2006 roku ustanowiła go Hannah McKeand, która doszła do bieguna po 39 dniach, 9 godzinach i 33 minutach. Dotychczas tylko ośmioro Brytyjczyków doszło do bieguna samotnie, bez asysty i wsparcia.

O wyprawie Richarda Parksa czytaj w artykułach:
W stronę bieguna
.
W stronę bieguna 2
.
W stronę bieguna 3.

Parks miał dobre tempo. Codziennie pokonywał ponad 30 kilometrów. 23. dnia wyprawy (9 stycznia) skarżył się, że od wysiłku fizycznego boli go całe ciało: ścięgna, kolana, mięśnie rąk, nóg i barków, plecy i klatka piersiowa. Przed Parksem był jednak najtrudniejszy odcinek – pole zastrug rozciągające się z północy na południe szerokie na ponad 150 kilometrów. Właśnie to pole zastrug znacznie spowolniło marsz Arny Vilborg oraz Aarona Lindsau. Brytyjczyk, komunikując się z bazą w Union Glacier, wiedział co go czeka.

25. dnia marszu przekroczył 86 równoleżnik i napotkał pierwsze zastrugi. Dodatkowo pojawił się silny mróz i wiało. Tak następnego dnia pisał o zastrugach:

"You can’t ski over them they were about a metre and a half tall, some bigger than me so I had to ski around them."
Nie można przez nie przejść na wprost. Są wysokie na półtora metra. Niektóre wyższe niż ja. Muszę je obchodzić dookoła.

W następnych dniach jego tempo znacznie spadło. 28. dnia wyprawy (14 stycznia) pokonał zaledwie 17 kilometrów. Do bieguna pozostało mu 365 kilometrów.

29. dnia marszu (15 stycznia) informował, że zastrugi i radykalny spadek tempa marszu źle wpływają na jego kondycję psychiczną. Jak określił, to go demoralizuje, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej każdego dnia pokonywał znaczne odległości. Dodatkowo Richard Parks informował o dokuczliwym wychładzającym wietrze, przez który nie jest w stanie utrzymać ciepłoty ciała.

30. dnia marszu pisze:

„I get in to the tent and all I can see is another 100km of sh*t. I know this is not the way I should be thinking.”
Po wejściu do namiotu myślałem tylko o kolejnych stu kilometrach g…wna. Wiem, że to nie jest sposób w jaki powinienem myśleć.

W kolejnym dniu jego zły stan psychiczny pogłębiła dodatkowo pogoda. Panujący od samego rana white out i związane z nim trudności w nawigacji pośród zastrug zmusiły go do rozstawienia obozu godzinę po starcie. Zebrał się i rozpoczął marsz dopiero po ustąpieniu white out o godz. 15 (czasu chilijskigo, według którego funkcjonował na Antarktydzie). Tego dnia udało mu się pokonać prawie 21 kilometrów.

33. dzień wyprawy, 19 stycznia, piątek. Richard Parks przekroczył 88 stopień. To jednak nie podniosło go na duchu. Przed nim jeszcze około 60 kilometrów zastrug. Tego dnia polarnik przeszedł niecałe 11 kilometrów. Informował, że czuje się okropnie, jest mu zimno, odczuwa samotność.

"The darkest day of the expedition."
Najczarniejszy dzień ekspedycji.

34. dzień ekspedycji (20 stycznia). Richard Parks wyjaśnia, że zamierzał dojść do Bieguna Południowego w ciągu 35-40 dni. To wiązało się z szybkim marszem, co z kolei determinowało zabranie minimum potrzebnej żywności. Informuje, że z prowiantem, który mu pozostał, nie jest w stanie dojść do celu. Musi zrezygnować ze swoich założeń – aby dojść do bieguna bez wsparcia z zewnątrz – i poprosić o zrzut żywności z samolotu.

Dodatkowo wyjaśnia, że musi dojść do bieguna najpóźniej 28 stycznia. Właśnie wtedy odlatuje stamtąd ostatni samolot w sezonie letnim do Bazy w Union Glacier. Do przejścia pozostało mu ponad 200 kilometrów.

35. dzień wyprawy (21 stycznia). Richard Parks czeka cały dzień w namiocie na lepszą pogodę. Wyruszył dopiero o godzinie 23 i maszerował do 4 nad ranem. Przez całą dobę samolot z zapasem żywności nie mógł dotrzeć ze względów pogodowych.

36. dzień wyprawy (22 stycznia). Brytyjczyk nie rusza się z miejsca. Czeka na samolot z żywnością. Ten przylatuje po południu. Ląduje około kilometra od jego obozu. Richard Parks opisuje spotkanie z pilotem pełen radości. Po ponad miesiącu samotności może porozmawiać z drugim człowiekiem. W paczkach żywności znajduje krótkie liściki od ekipy z bazy Union Glacier: „Nie zatrzymuj się aż do bieguna”, „Ciastka powodują, że zastrugi znikają” i tym podobne.

Parks pisze:

"I feel like a new man."
Czuję się nowym człowiekiem.

Następnego dnia pełen nowych sił, przede wszystkim psychicznych, pokonał prawie 31 kilometrów. 38. dnia wyprawy (24 stycznia) przemaszerował jednak tylko 4 kilometry. Sił nie starczyło na długo.

Richard Parks uznał, że nie jest w stanie dojść do Bieguna Południowego przed 28 stycznia. Po prawie 40 dniach marszu był fizycznie zmęczony i zaczął popełniać błędy. 23 stycznia, maszerując w pośpiechu, by móc oddychać, zdjął maskę z twarzy i odmroził nos.


„This has been one of the most difficult decisions I have had to make being so close, having progressed so well and having invested so much in to this, however expeditions are difficult things and in life we all have to make difficult decisions. I have made this decision with all the facts on the table with a clear head and clear heart and I am really sorry to tell you guys that quite simply I have run out of time over here.
I have been starving myself close to 40 days now, that is the nature of it as you can’t consume more calories than you burn, it’s the fine line you run but I am skin and bones over here.  I am the weakest and lightest I have ever been. The last week has really battered me basically.”

Walijczyk przeszedł 974 kilometry. 26 stycznia z lądolodu antarktycznego podjął go samolot Twin Otter. Po trwającym 4,5 godziny locie Richard Parks wylądował w bazie Union Glacier. Jeszcze tego samego dnia odleciał do Punta Arenas w Argentynie. W ciągu 10 godzin ze środka Antarktydy trafił do hotelu. Podczas wyprawy schudł niemal 15 kilogramów.

Drukuj PDF